Polscy wystawcy w Norymberdze podzielili się na dwa obozy. Jedni twierdzą, że pogłębia się kryzys w branży zabawkarskiej, drudzy, że jest wręcz odwrotnie. Kto ma rację? Podobno ci, którzy obserwują… parking.

Kolejne dni trwających właśnie największych na świecie targów zabawek – Spielwarenmesse przynoszą wyraźną polaryzację nastrojów wśród rodzimych wystawców. W wielu przypadkach spada poziom optymizmu, który towarzyszył otwarciu imprezy.

– Czuje się kryzys w branży i bardzo wyraźnie widać to podczas tegorocznych targów – mówi Wacław Grządka, właściciel częstochowskiej firmy Kaja produkującej cymbałki. – Przychodzą oczywiście klienci, czasami deklarują chęć zakupu nawet i 20 tysięcy sztuk naszych ksylofonów, ale najczęściej kończy się na wymianie wizytówek… Ale przyjeżdżać tutaj trzeba. W przeciwnym przypadku stracimy starych klientów i możemy nie zyskać kilku nowych.

Opinia na temat regresu nie jest odosobniona. O zastoju wspomina również Renata Wąchała z firmy Gepetto: – Widać go na parkingu przy kompleksie targowym – wyjaśnia prezes warszawskiej firmy produkującej dziecięce huśtawki, chodziki i drewniane konie na biegunach. – W poprzednich latach ciężko było znaleźć miejsce, a zaparkowanie blisko wejścia było praktycznie niemożliwe. W tym roku bez problemu zostawiamy auta niemal w samym holu imprezy.

Być może świadczy to o lepszej organizacji logistycznej targów? Jednak dla Renaty Wąchały najważniejszym wskaźnikiem świadczącym o gorszej kondycji branży jest mniejsza liczba odwiedzających jej stoisko.

– Nie znaczy to, że mamy kompletne pustki – przychodzą starzy klienci porozmawiać o nowościach, pojawili się przedstawiciele niemieckich sklepów, powiało trochę egzotyką gdy rozmawialiśmy z klientami z Japonii czy Majorki. W tym roku przyjechaliśmy do Norymbergi z nowością, a właściwie… awansem. Nasz wizerunek smoka awansował z hulajnogi na jeździk – dodaje z uśmiechem Renata Wąchała. – To nasz najlepszy produkt, przynajmniej on nie daje się kryzysowi.

Czy regres w gospodarce najbardziej dotyka małe firmy? W końcu potężne marki mają zwykle spore zaplecze ekonomiczne i inwestycyjne. Okazuje się jednak, że wielkość nie do końca stanowi wyznacznik poziomu optymizmu. Szczególnie jest to widoczne na stoisku gdzie ulotność i tymczasowość jest produktem. Jakub Bochenek, właściciel małej firmy Tuban produkującej odczynniki i akcesoria do wytwarzania baniek mydlanych, w przeciwieństwie do swoich wytworów – nie pęka.

– W zeszłym roku byliśmy pierwszy raz w Norymberdze, nawiązaliśmy sporo kontaktów, firma bardzo się rozwinęła – mówi Jakub Bochenek. – Mimo nienajlepszej lokalizacji stoiska i tak mamy wielu klientów, którzy doceniają nasze nowe produkty.

– Naszym hitem w tym roku są bańki, które można odbijać oraz bańki o zapachu czekolady – dodaje uśmiechnięta Barbara Pustelnik z Tubana. – Dysponujemy opracowaną przez nas procedurą, wiele osób jest zainteresowanych, często zdarzają się wręcz fascynaci, ja jestem nastawiona optymistycznie. Co rano ustalamy sobie ile kontaktów nawiążemy i jak na razie plan realizujemy w całości.

Duże firmy zabawkarskie również mówią o kryzysie. Najczęściej jednak dla nich jest to element mobilizujący.

– Można mówić o kryzysie, ja jednak uważam, że po prostu rynek się zmienia, trochę w niezbyt korzystny dla wszystkich sposób, ale to jest jedynie impuls do większej kreatywności i zaangażowania – mówi Piotr Respondowski z MGA Entertainment. – Trzeba się przystosować do warunków, wprowadzać nowe elementyt, rynek jest trudniejszy, ale nie ma przecież wielkiego załamania. Jeśli ma się ten sam produkt, nie inwestuje w rozwój, obawia się kryzysu, to nic dziwnego, że nadchodzi załamanie. Według mnie w Norymberdze jest w tym roku więcej ludzi, może wynika to z większej liczby brandów, którymi się obecnie zajmuję – ja w każdym razie daleki jestem od narzekania.

Podobną opinię wyrażają pracownicy Blue Ocean – przedstawiciela francuskiej marki Ludi oferującej produkty z zakresu opieki nad dziećmi i zabawki edukacyjne.

– Jesteśmy pierwszy raz w Norymberdze, poprzednio wystawialiśmy się na targach branży artykułów dziecięcych w Kolonii, porównując te dwie imprezy pod względem biznesowym uważam, że jest podobnie, czyli świetnie – mówi Karol Głąbicki z Blue Ocean. – Klienci pytają szczególnie o puzzle piankowe, które nie dosyć, że są fajne, to mają certyfikaty bezpieczeństwa przyznane w najbardziej restrykcyjnych pod tym względem państwach czyli w Belgii i Francji.

Nie od dziś wiadomo, że w pewnych kryzysowych sytuacjach bardzo dobrze sprawdza się… czołg. A najlepiej kilka czołgów oraz powiedzmy Mała Armia. Między innymi z takim osprzętem do Norymbergi przyjechała firma Cobi.

– Ja nie czuję kryzysu, a od klientów wieje sporym optymizmem – mówi Katarzyna Nawrocka, kierownik działu marketingu warszawskiego producenta klocków i zabawek. – Dużym powodzeniem cieszą się nasze nowe produkty – czołgi z okresu II wojny światowej. Rozwijamy linię elektroniczną w postaci pojazdów na baterie. Mamy świetny projekt opakowania naszego numeru 1 na wszystkich rynkach, czyli Małej Armii. Ja uważam, że targi dodają skrzydeł, nowej energii, pojawiają się nowe pomysły, dzieje się mnóstwo rzeczy, poszerza się spojrzenie na branżę.

[FAG id=37854]