
Lawinowo rośnie liczba sklepów internetowych. Dotyczy, to wszelkich sektorów rynku, oczywiście branży dziecięcej również. Wzrasta również liczba klientów kupujących w internecie, którzy w ten sposób szukają oszczędności. Właściciele placówek stacjonarnych coraz częściej dywersyfikują sprzedaż zakładając sklepy w sieci.
Z danych statystycznych wynika, że Polacy w sieci kupują coraz więcej i chętniej. Główną motywacją jest oczywiście szukanie oszczędności, jednak równie ważnym czynnikiem jest oszczędność czasu. Towar najczęściej jest dostarczany do domu – w ten sposób, w przypadku cięższych przedmiotów, odpada problem transportu.
W tej chwili w Polsce działa już około 12 tys. sklepów internetowych i codziennie przybywa nowych. Według szacunków rynek e-commerce urósł w 2012 roku o około 23-25 proc. i osiągnął wartość bliską 21,5 mld zł. Prognozy na rok 2013 rok zakładają, że rynek jeszcze się powiększy o ponad 20 proc. Duży potencjał wzrostu tej branży podyktowany jest przede wszystkim obecnym poziomem popularności zakupów online. W Polsce zaledwie 2,5 proc. handlu detalicznego przypada na zakupy w internecie, ale już w państwach Europy Zachodniej poziom ten jest kilkakrotnie wyższy. Natomiast najbliższe lata będą stały pod znakiem m-commerce, czyli zakupów za pomocą telefonu komórkowego.
– To nie jest dobra wiadomość dla właścicieli sklepów stacjonarnych – mówi Daniel Gmiterko, ekonomista. – Jednak w branży dziecięcej sytuacja jest dość specyficzna. Właściciele sklepów stacjonarnych przekonują swoich klientów, że bez dotknięcia towaru, przymierzenia fotelika kupuje się kota w worku. To jest prawda i klienci zaopatrujący się w artykuły dziecięce a nawet zabawki, rozumieją argument i zgadzają się z nim. Często więc zamiast kupować w internecie, idą do sklepu poświęcając swój czas. Jednak klienci są sprytni. W sklepie stacjonarnym „dotykają”, a kupują potem taniej przez sieć. Ponadto rodzice kolejnych dzieci w ogóle mniej kupują. Mają doświadczenie, wiedzą czego chcą, nie muszą mieć lekcji poglądowej u sprzedawcy, nabywają też o wiele tańsze produkty.
Nic dziwnego, że coraz więcej właścicieli placówek stacjonarnych tworzy równolegle sklep w internecie. Tendencja ta szczególnie jest zauważalna w miastach do 100 tysięcy mieszkańców.
– Mam sklep odzieżowy od 13 lat, rok temu zdecydowałam się rozszerzyć asortyment o artykuły dziecięce i dla kobiet w ciąży – mówi Marzena Wróbel, właścicielka sklepu Mikrus w Zbąszynku. – Niestety kryzys gospodarczy, który najbardziej dawał się we znaki kilka lat temu, nadal powoduje mniejszą sprzedaż. Stwierdziłam więc, że wyjściem jest założenie sklepu internetowego. Dzięki temu zwiększę zasięg i liczbę potencjalnych odbiorców. Klienci ze Zbąszynka i okolic, to zamknięta grupa. Internet dociera do bez porównania większej liczby zainteresowanych asortymentem ludzi. Sklep powstanie do końca wakacji, ja jednak mam już dowody na siłę sprzedaży w internecie. Wystawiałam towar na Allegro, dzięki czemu zwiększyłam obroty. Paradoksalnie trafiali do mnie ludzie ze Zbąszynka, którzy twierdzili, że nie wiedzieli o moim sklepie stacjonarnym i znaleźli go przez sieć.
